Przygotowując się do dzisiejszego panelu klubu książki w Collegium Magorum zetknąłem się – podobnie jak inni czytający Standing and Not Falling – z dość radykalnym podejściem do animizmu, które zmusiło mnie do głębokich przemyśleń i napisania tego tekstu. Aby nie zanudzać czytelnika niuansami samej książki omówię po prostu całe zagadnienie w kolejnych akapitach.

Jak wiemy już z wpisu Animizm, określenie to zaczęto używać powszechnie w drugiej połowie XIX wieku za sprawą antropologa Edwarda Taylora, który określił go teorią uniwersalnego uduchowienia natury. Animizm jest przekonaniem, że wszystko ma swojego ducha i świadomość, duszę, od najmniejszego mikroorganizmu na ziemi po wielkie planety w kosmosie i na całym wszechświecie kończąc. W mojej osobistej wizji świata wierzę, że każda roślina, zwierzę i obiekt (pozornie) nieożywiony posiada swojego ducha w równie skomplikowanej konstytucji jak ciało człowieka. To ostatnie różne ezoteryczne tradycje zwykły rozszczepiać na elementy reprezentujące fizyczność, emocje, ducha i energię. Podobnie czynię ja stosując w zależności od sytuacji wielorakie podziały duszy ludzkiej. I dokładnie tą samą zasadę stosuję względem wszystkiego, co mnie otacza. W konsekwencji tak, jak każdy człowiek ma swoje ciało fizyczne, ciało astralne (reprezentujące emocje, intelekt i pamięć) i posiada swoją nieśmiertelną duszę, pneumę swojej istoty, tak też każde drzewo, zwierzę i obiekt nieożywiony zbudowany jest tak samo.

Takie podejście implikuje jeszcze jedną ważną rzecz – mnogość tego samego rodzaju. O ile z łatwością możemy dostrzec indywidualność każdego osobnika gatunku ludzkiego, a nawet świata zwierząt do pewnego stopnia (zależnego często od zewnętrznie obserwowalnej inteligencji, która może decydować o występowaniu ujawnionej osobowości zwierzęcia), o tyle dużo ciężej jest nam dostrzec tę indywidualność w świecie roślin. Ostatecznie przecież Artemisia absinthium w moim ogrodzie nie różni się niczym od Artemisia absinthium w Twoim ogrodzie. Rośliny w zależności od gatunku zawsze będą miały te same preferencje gleby, wilgotności, nasłonecznienia, które są koniecznie do ich wzrostu i nie zmienią się one wraz z inną “osobowością” pojedynczej rośliny. O ile wpływy zewnętrzne mogą wywoływać zmianę uwarunkowań roślin (ich ewolucję lub wykształcanie konkretnych nowych systemów obronnych etc.) o tyle proces ten jest na tyle długotrwały i zależny od czynników zewnętrznych, że osobiście uznaję go za marginalny. Aby jednocześnie móc pogodzić swój animistyczny światopogląd z tą “zbiorowością” świata roślin uznałem za konieczne zastosowanie tej samej mapy kosmologicznej, jak w przypadku ludzi.

Piołun w moim ogrodzie zgodnie z tą mapą jest jednocześnie piołunem z mojego ogrodu i każdym innym piołunem rosnącym na Ziemi. Pierwszy realizuje się przez jego formę fizyczną i astralną (która posiada osobowość), a drugi poprzez duszę-piołun, pneumę tej rośliny, która napędza i zawiera w sobie boski pierwiastek identyczny dla każdego indywidualnego egzemplarza z tego gatunku. Podobnie, jak nasza dusza zawiera boską iskrę łączącą nas z każdym innym człowiekiem, a także z wszystkim tym, co posiada duszę. W ten sposób z łatwością możemy dostrzec jak bogata sieć zależności między nami, a całym otaczającym nas światem rodzi się do życia. Pociągnięcie jednego węzła, ma wpływ na okoliczne węzły sieci itd.

Teraz, gdy już wyjaśniłem jak sam postrzegam tę kwestię, mogę przejść do kontrowersji związanej z coraz popularniejszym w środowisku magicznym radykalizmem ekologicznym i animistycznym. Obecny wiek jest czasem postępu nie tylko w kwestii technologii, rozwoju pracy, zdrowia, ale również w kwestii myślenia proekologicznego. Z każdej strony słyszymy o tym, jaki ślad węglowy pozostawia każdy nasz ruch, ile cierpienia tworzymy zużywając za dużo wody lub używając produktów pakowanych w plastik. Otwartość umysłu na te kwestie jest bardzo ważna i pozwala społeczności rozwinąć się w dobrym kierunku dla współistnienia wszystkich stron (z animistycznego punktu widzenia). Tak długo oczywiście, jak wiara w dobrą zmianę nie zostanie wykorzystana do manipulowania i kontrolowania jednostek, które nie będą miały już więcej wpływu na swoje życia – pamiętajmy, że w naszym otoczeniu zawsze są osoby szukające wyłącznie całkowitej kontroli nad wszystkim, co je otacza. O tym też pośrednio jest mowa w Standing and Not Falling, gdy autor wspomina typy oddziaływania (współpraca, drapieżnictwo, unikanie). W magii animistyczna wizja świata połączona z ekologicznym boomem powoduje radykalizację poglądów czarowników, którzy nieco podobnie do autora omawianej książki nawołują praktyków do unikania krzywdy innych za wszelką cenę, rezygnacji z mięsnych pokarmów, do biczowania się za przebywanie na terenach, które bezprawnie zostały wydarte królestwu Natury i sztucznie przez człowieka przekształcone bez poszanowania dla lokalnych duchów etc.

I jest to radykalizm, z którym jak się okazuje mam problem. Truizmem byłoby powiedzenie, że przecież nie każdy z nas porzuci zachodni styl życia by stać się pustelnikiem gdzieś w głębokiej Syberii. Abstrahując od możliwości dowolnego wyniesienia się do lasu i życia tam ot tak, poza ramami systemu, rządu, jednostki monetarnej, ustalonych granic – nadal pozostaje to niewykonalne i nie rozwiązuje ekologicznego problemu niekrzywdzenia uduchowionego świata. Po pierwsze, nasze ciało fizyczne wymaga stałego podtrzymywania przy życiu, w tym celu eksploatujemy ziemię, by rodziła plony, które pożremy. Świadome swojej natury (z animistycznego punktu widzenia) zboża, które zamienią się w chleb, pomidory, które staną się sosem czy owoce, które staną się surówką… łapiecie, o co chodzi. Nawet rezygnacja z mięsa nie sprawi, że przestaniemy swoim istnieniem krzywdzić otaczające nas zwierzęta. Udając się do lasu musimy rywalizować z nimi o teren, miejsce do snu i egzystencji. Uprawiając własne warzywa i owoce musimy dziesiątkować miliony żywych istot w postaci mrówek, insektów, ślimaków, których jedynym celem jest dobrać się do naszych upraw. Hodując kury na jajka musimy odmawiać posiłku lisom. Osłaniając rozrzucone nasiona odmawiamy posiłku ptactwu…

Nie można istnieć zanurzonym w naturze i nie uczestniczyć w obserwowalnych w niej cyklach! Człowiek jak każda inna istota i roślina podlega dokładnie tym samym zasadom: zdobywa pokarm, konkuruje z innymi duchowymi osobnikami i stara się przetrwać dostosowując swoje mechanizmy.

W sercu amazońskich lasów deszczowych możemy dostrzec brutalną rzeczywistość tego, jak duchy obchodzą się ze sobą wzajemnie. Swego czasu biolodzy obserwowali tam dość ciekawy system ewolucji pomiędzy roślinami i konkretnych gatunkiem owadów (nazw nie pamiętam niestety). Pewien gatunek owada żywił się wyłącznie jednym rodzajem roślin. Z czasem część z tych roślin zaczęła produkować toksynę, która zabijała te owady, jako mechanizm obronny. Z czasem część owadów dostosowała się do trujących roślin, a część nadal jadła tylko te, które toksyny nie produkowały. W ten sposób w pewnym momencie pojawiły się dwa rodzaje dokładnie tych samych roślin i owadów funkcjonujących równolegle. Wszystkie te mechanizmy i walka o przetrwanie. Obrona i atak. Bycie ofiarą i drapieżcą. Wszystko to, wpisane jest w Naturę i w świat duchowy jednako. Dzięki temu istnieje różnorodność świata przyrody i świata duchowego.

Czy oznacza to, że powinniśmy bez wahania mordować inne istoty? Domyślacie się, że odpowiedź jest oczywiście negująca. Ścieżka czarownika i maga to przede wszystkim ścieżka równowagi. Sam jestem fanem idei rewildingu proponowanego przez Petera Greya czy Aritha Hargera – jakkolwiek ich radykalizm w tej kwestii postrzegam jako romantyczną ideę niedoścignionej i nieosiągalnej współpracy między nami, a okolicznymi duchami i całym życiem na Ziemi. Jakie więc są moje zalecenia? Jeśli możesz zminimalizuj spożywanie mięsa. Zmniejsz zużycie plastiku, segreguj, dbaj o naturę. Składaj ofiary lokalnym duchom i nawiązuj z nimi współpracę. Bądź szczery w relacji z nimi i nie próbuj ich zniewalać. Ale jeśli odwiedzisz kogoś, i na obiad zostanie podane dane mięsne – nie oburzaj się, tylko z szacunkiem dla tej istoty spożyj je, tak, by jej ofiara nie poszła na marne. Gdy zmuszasz ziemię, by rodziła plony dla Ciebie, pamiętaj, by zawsze zostawić ich część dla duchów tej ziemi – insekty, ślimaki, grzyby i pasożyty, które zabiłeś by wyhodować pomidory, być może odrodzą się w postaci ptactwa, które późną jesienią przetrwa zimę wyłącznie dzięki pozostawionym na gałęziach w pół zgniłym jabłkom…

Ważniejszym od unikania istnienia, by nie skrzywdzić owym istnieniem tych, którzy nas otaczają jest uznanie i uszanowanie roli ich ofiary w naszym istnieniu. Tak jak i roli naszej własnej ofiary w istnieniu wszystkiego, co w przyszłości będzie otaczało naszych potomków…

Nikt nie jest wolny, dopóki wszyscy nie będą wolni.  ~Lee Morgan, Standing and Not Falling