Jake Stratton-Kent został nazwany najbardziej znanym nekromantą w Anglii i sam siebie określa jako “bardzo bardzo spóźnionego poganina”. Jest autorem Encyclopaedia Goetica, składającej się z pięciu tomów: Grimorium Verum, Geosophia I, Geosophia II, Testament of Cyprian the Mage I, Testament of Cyprian the Mage II. Wcześniej redagował i współtworzył wpływowy jedenastotomowy dziennik The Equinox – British Journal of Thelema.
Kiedyś przeczytałem o nim, że jeśli Petterson jest “Świętym” Magów, to Stratton-Kent jest “Magiem” Magów, żywym praktykiem, który swoim czterdziestoletnim doświadczeniem w praktyce nekromancji bije innych na głowę, choćby z tego powodu warto pocylić się nad tym tekstem i odkryć mądrość, którą w sobie skrywa…
Stary Czarodziej
Z góry przepraszam za nieuwzględnienie w tym artykule żadnego dobrze opracowanego paradygmatu myślokształtów i archetypów istniejących w ludzkim umyśle oraz za mówienie w tak uproszczony sposób o duchach i manifestacjach. Chociaż mówię o duchach tak, jakby posiadały odrębną egzystencję, nie oznacza to, że nie rozważyłem innych teorii. Po prostu takie teorie zabierają dużo czasu i energii w sali dyskusyjnej, które lepiej byłoby spędzić w Oratorium.
Niezależnie od tego, czy ich istnienie jest mentalne, czy nie, Cerber i Persefona istniały dla innych na długo przede mną i będą to robić po moim odejściu. Ponieważ istnieją one nie tylko dla mnie, nie ma praktycznego znaczenia, jak one istnieją, jeśli rzeczywiście ludzki umysł jest w stanie w ogóle odpowiedzieć na takie pytania. W praktyce z takimi bytami stykamy się za pomocą odpowiednich rytuałów, a ja wolę dążyć do perfekcji wykonania niż do wyjaśnienia. Jeśli to podejście nie odpowiada Wam, rozważcie zapoznanie się z moją perspektywą jako ćwiczeniem z antropologii; a ponieważ jestem dość stary, a moje metody są jeszcze starsze, to także jako ćwiczenie z historii starożytnej.
Nie spodziewając się sympatii – z własnego doświadczenia wiem – że starsi magowie są źle rozumiani. Są oczywiście źle rozumiani przez publiczność, która nie rzuca zaklęć, ale także przez młodszych magów. Nie chodzi o to, że starsi magowie nie są odpowiednio zaznajomieni z tajemną wiedzą lub, że nie potrafią recytować z pamięci zdumiewająco długich i niezrozumiałych zaklęć. Oczywiście, że potrafimy, ale mimo wszystko, gdy tylko pojawią się pewne szczegóły, otrzymujemy to spojrzenie znane jako „branie poprawki”. Nie chodzi oczywiście o kopulowanie z demonami i składanie w ofierze dziewic. Każdy w naszych czasach i wieku rozumie, że robi się to pierwsze, aby móc zrobić to drugie. To, co sprawia, że wywołujemy owe spojrzenie pełne zdziwienia i niechęci, to wspomnienie o tak ważnych, ale zaniedbanych sprawach, jak „goetyczne ogrodnictwo”.
Wyobraź sobie, jeśli chcesz, że jestem magiem w pewnym wieku. Nie wymaga to żadnego wielkiego wyczynu wizualizacji; moje siwe włosy powinny pomóc w uzyskaniu pożądanego wrażenia. Być może dotarło też do waszych uszu, że jestem zaznajomiony z tym najbardziej diabolicznym tekstem: Grimorium Verum. Oczerniony przez Mathersa, opisany przez Waite’a jako nieskrywany podręcznik sztuki goeckiej, w tajemniczy sposób pominięty na liście lektur A.’.A.’. żeby nie zepsuło uczniów Wielkiej Bestii… Rozumiesz, tak się składa, że jestem w nim niezmiernie dobrze zorientowany.
Wśród przedmiotów wymaganych do rytuału Grimorium Verum znajduje się tak zwany aspergillus. Zasadniczo jest to wiązka ziół przywiązana do rączki w środę pod rosnącym księżycem i używana do kropienia wodą święconą. Cóż, co może wydawać się dziwne, nie wymaga to zbyt wielu rosnących księżyców, zanim zioła wyschną i zrzucą liście. Jeśli pozwolimy, z czasem kropidło staje się bardziej jak suszone łodygi na patyku. Tak więc, naturalnie, stary dziwak zabiera swój magiczny nóż do swojego magicznego ogrodu i kroi więcej magicznych ziół, przywiązując je mocno do tej samej rączki za pomocą nici przędzionej przez dziewice. (Nawiasem mówiąc, jeśli nie ma nici przędzionej przez dziewice, wystarczy sznur z krucyfiksu).
W takim przypadku, oczywiście zaklinacz potrzebuje ogrodu z ziołami. Co dziwne, pomysł, że ogrodnictwo jest integralną częścią magii goeckiej, często wydaje się młodym neofitom żartem. Orientują się, że jestem śmiertelnie poważny, kiedy wręczam im łopatę! Prawda jest taka, że z biegiem czasu ogród staje się magicznie ważniejszy od wielkiego Kręgu Sztuki. Tak więc zainteresowanie ogrodnictwem nie jest wynikiem podeszłego wieku, ale jest naturalną konsekwencją goetyckich praktyk.
Grimorium Verum ma ducha, którego rolą jest ziołolecznictwo i przy regularnej uwadze duch prawdopodobnie przeniesie się do ogrodu. Oczywiście, kiedy nie będzie kręcił się po kuchni – innym miejscu, gdzie goeci wykonują więcej zadań, niż zwykle oczekują młodzi wywoływacze. Ziołolecznictwo jest w rzeczywistości o wiele bardziej przydatne w goetii niż niektóre rzeczy, których młodzi magowie oczekują od starszych czarodziejów, na przykład płynny hebrajski. Więc tak, duch zielarskiej wiedzy zwrócił na siebie uwagę i zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Jest nieśmiałym, psotnym, ale przyjaznym i inteligentnym stworzeniem, niepokojąco przypominającym goblina z uśmiechem.
To kolejna rzecz, która sprawia, że młodsi czarodzieje posyłają mi drwiące spojrzenia. Kiedy wyznaję, że mam do czynienia z przeklętymi, umarłymi i demonicznymi duchami, dostaję aprobujące spojrzenia, klepnięcia w plecy i inne przejawy koleżeństwa i wzajemnego zrozumienia między pokoleniami. Oczekują, że będę handlował z diabłami, ale goblinem w ogrodzie? To, podobnie jak z ogrodnictwem, może skutkować zerkaniem na boki, aby sprawdzić, czy nie pozwalam sobie na jakieś kawały. To nie żarty, chociaż wspomniany goblin z pewnością ma poczucie humoru. Kiedy poprosiłem o znajomość zielarstwa, duch zaaranżował dla mnie duże pudło książek o zielarstwie. Chociaż książki nic mnie nie kosztowały, zdobycie wiedzy zielarskiej z pewnością wymagało więcej wysiłku niż budzenie się pewnego dnia i cudowne poznanie wszystkiego. Jednak relacja z duchem jest czymś więcej niż adekwatną kompensacją.
Nie dziwi mnie, że te szczegóły różnią się od tego, co jest napisane w książkach. Poleganie na książce po zdobyciu z nią pewnego doświadczenia nie jest ani satysfakcjonujące, ani przekonujące. Starzy czarodzieje, tacy jak ja, którzy pochodzą z czasów, zanim magia stała się komercyjnie napędzana, są skłonni do bardziej eksperymentalnych podejść – odchodzenia od bardziej rozpoznawalnych ścieżek. W miarę upływu czasu staje się jasne, że niektóre z tych odejść mają sens w starszych tradycjach – i innych nie tak starych – których związek z goetią jest początkowo mniej niż oczywisty.
W dzisiejszych czasach niszowych rynków współczesny okultyzm ma skłonność do dzielenia magii przeszłości na marki. Rysowanie powiązań między magicznymi podejściami w różnych epokach i kulturach może wzbudzić podejrzenia tam, gdzie na żadne nie zasługuje. Pomysł, że jakiś stary facet może mieć rację, a masowo produkowane podręczniki mogą się mylić, może zająć dużo czasu. Takie uprzedzenie jest szczególnie prawdopodobne, gdy nalega on na rysowanie paraleli, powiedzmy, między magicznymi papirusami a późniejszymi grimuarami, które są uważane za różne marki – mimo że papirusy zostały napisane w tym samym języku, w którym po raz pierwszy pojawiło się słowo goetia. Takie podejrzenia wywołane modą nie ustępują, gdy przechodzę do porównania obu z magicznymi tradycjami Nowego Świata.
Ale nie wyprzedzajmy siebie. Czy nie wspomniałem o moim zainteresowaniu pewną obrzydliwą księgą? Znana jako Grimorium Verum, bez wątpienia na pierwszy rzut oka wydaje się dość konwencjonalna. Osoby zaznajomione z grimuarami mogą tu i ówdzie zauważyć pewne odstępstwa od gatunku, jeśli przyjrzą się im bliżej. W tym, w czym przypomina inne, to pozornie dwuwymiarowe spojrzenie na duchy. Chociaż nie brakuje niektórych oznak osobowości, nie są one również dokładnie podkreślane. Jest to ogólna cecha grimuarów i kolejny obszar, w którym przypadkowe uwagi starego kuglarza mogą zaskoczyć tych, którzy jeszcze nie zeszli “pod powierzchnię”. W czym Grimorium Verum punktuje, to z pewnością fakt, że przez aplikację jego metod, bardzo szybko dostajemy się “pod powierzchnię”.
Czy muszę zwracać uwagę, że książki prawie w całości składają się z prawie dwuwymiarowych powierzchni? Zejście pod powierzchnię może odbywać się różnymi drogami. Podczas gdy poznajesz postacie z powieści czytając o nich, czytanie grimuaru zapoznaje cię jedynie z rytuałem. To właśnie poprzez wykonanie rytuału poznajesz „postacie”. Zakładając, że rytuał nie jest przerażającym spektaklem, w którym „postacie” są zamknięte w trójkącie i zagrożone surowymi karami za każdą próbę lepszego poznania ciebie. A tym akurat rytuał Verum nie jest – opiera się nie na groźbach dzielących, ale na bardzo oczernianym procesie znanym jako pakt. Słowo pakt oznacza obopólnie wiążącą umowę. Może Cię to zdziwić ale znaczenie słowa wyczarować/wezwać (ang. conjure) to „przysięgać razem”. Dość oczywistym porównaniem dla tych, którzy nie są cyniczni w takich sprawach, jest przysięga małżeńska. Relacja jest relacją dawania i brania i polega na poznawaniu się nawzajem, wspólnej pracy i wzajemnej pomocy.
Gdy poznasz ducha, dwuwymiarowość jego opisu w grimuarach szybko zanika, a jego charakter lub wewnętrzna natura staje się widoczna. Na początku może się wydawać, że pochodzi to od ciebie, że projektujesz charakter ducha wyczytując niuanse w tekście, ale z czasem staje się oczywiste, że jest to natura odsłaniającego się ducha.
Na przykład duch, którego rzekomą rolą jest „władza nad kobietami”, może być równie pomocny w przezwyciężeniu złego związku, jak i w znalezieniu panienki sfrustrowanemu zaklinaczowi. Zakładając, że czarownik jest mężczyzną, zrozumienie natury ducha może ujawnić, jakie cechy kobiety uważają za atrakcyjne u mężczyzn. Co za tym idzie, jeśli czarownik jest kobietą, może cieszyć się obecnością tego ducha, ponieważ posiada on te atrakcyjne cechy. Po zapoznaniu się z grimuarem możesz zauważyć, że ten sam duch jest zaangażowany w procesy, które nie mają oczywistego związku z jego mocą. To również wskazuje na pełniejszą naturę ducha, której nie wyjaśniałoby poleganie na mocach zawartych w tabeli.
Tak więc, wraz z praktyką, duchy rozwijają wszechstronny charakter, a z tego szybko rozwija się zwiększona możliwość trwałych relacji z duchami. Jeśli to przypomina religię Voodoo, to na pewno w dobrym znaczeniu.
Nawiasem mówiąc, innym aspektem praktyk Grimorium Verum (który stanowi kolejną paralelę z ceremoniałem Voodoo) jest potencjał do wywołania więcej niż jednego ducha w jednym rytuale. Rytuał, w którym po raz pierwszy zapoznałem się z duchem wspomnianym powyżej, był jednym z wielu duchów wezwanych w tej operacji. Chociaż nie wszystkie moje rytuały owocują spektakularnie uderzającymi efektami wizualnymi, ten z pewnością takim był. Jeden z przywołanych duchów wyglądał bardzo podobnie do jego portretu z innego grimuaru i muszę przyznać, że moje usta wyschły na ten widok do pustynnej suchości. Jednak chociaż w tekście nie ma takiej instrukcji, udało mi się spontanicznie wykrztusić słowa „nie w takiej formie”, po czym duch przybrał inny, mniej przerażający wygląd. Pojawiło się kilku innych, którzy nie mieli dostępnego portretu, i niezwykle interesujące było zobaczyć, że ich kształty wskazują na ich moce.
W jednym uderzającym przypadku była to kwestia postawy i zachowania, a nie złożonej symboliki. Duch emanował siłą i pewnością siebie, opanowanym spokojem potężnego sportowca w stanie spoczynku. To było o wiele bardziej imponujące niż ohydne rysy czy machanie tak często wyobrażanymi sobie mackami. Było to również bardzo odpowiednie dla jego roli pomagania męskim magom w ich życiu miłosnym. Podobnie szczerzący się zielonoskóry goblin, który wygląda tak naturalnie, wyglądając zza osłony ziołowego ogrodu, że ma co najmniej odpowiedni wygląd do swojej roli.
Inny aspekt pracy ewokacyjnej, który łączy wątki z papirusów i stosunkowo nowoczesnych podejść, obejmuje „przyjęcie boskich form”. Jest to zwykle postrzegane jako technika mentalna lub astralna, w której mag celowo otacza się wizualizowanym kształtem. Tak może być, ale zdarzają się sytuacje, w których te formy pojawiają się całkiem spontanicznie i obejmują kształty, których mag nie praktykował. Przy jednej doniosłej okazji wykonywałem rytuał Bezgłowego (inaczej zwany Rytuałem Nienarodzonego), jako wstęp do ewokacji kilku duchów. Zupełnie spontanicznie znalazłem się w postaci boga Seta, z czerwonawą skórą, głową Tyfona i – co najbardziej spektakularne – rozwidlonym ogonem wymachującym tam i z powrotem. To doświadczenie wykraczało daleko poza moje normalne zdolności wizualizacji i nastąpiło bez żadnego świadomego wysiłku. Nie wątpię, że było to wynikiem szczególnie dobrego wykonania rytuału. Po pomyślnym utożsamieniu się z Bezgłowym (który w niektórych aspektach synkretyzmu grecko-egipskiego jest formą Tyfona) spontanicznie przyjąłem jedną z jego form. Podczas gdy „przyjęcie boskich form” przez Złoty Brzask daje nam nowoczesną perspektywę, naiwnością byłoby wyobrazić sobie, że starożytni magowie nie mieli takich doświadczeń.
Wszystko to prowadzi mnie do podsumowania moich antycznych wędrówek. Podobnie jak niektórzy współcześni poganie wyobrażają sobie, że ich magia wywodzi się z celtyckiego zmierzchu, jeśli nie z neolitycznej epoki matriarchalnej, tak współcześni magowie ceremonialni wyobrażają sobie, że ich praktyki są zakorzenione w naukach Mojżesza lub jego średniowiecznych następców. Ta fantazja tak samo zasługuje na zburzenie przez sympatycznego naukowca typu Ronalda Huttona, jak mit o pochodzeniu współczesnego pogańskiego czarostwa. Prawda jest taka, że magia ceremonialna i wiele jej dodatków ma swoje początki nie w starożytnej Judei, ale w świecie grecko-rzymskim. Z doinformowanej i bezstronnej perspektywy trudno się temu dziwić; magia jest od dawna częścią naszej kultury, której znaczna część została zbudowana na fundamentach cesarskiego Rzymu i klasycznej Grecji. Spójrz na kilka lokalnych odmian, magia okresu rzymskiego jednolicie przypominała magię papirusów, a różnice pojawiające się w późniejszych grimuarach są niczym więcej niż okleiną pasującą do późniejszej mody religijnej. Istnieją – jak sądzę optymistycznie – współcześni magowie, którzy, myśląc tradycyjnie, nie wymagają, aby ich magia została zwodniczo zredagowana do modelu judeochrześcijańskiego. Mogą oszczędzić sobie sporo czasu, sięgając do korzeni swojej tradycji i jej praktyki, skupiając się przede wszystkim na klasycznej starożytności, a nie na Kabale.
Szczegółowe porównanie papirusów z podstawowymi elementami grimuarów wykracza poza dostępne miejsce. Niemniej jednak, trochę badań i przemyśleń szybko wykaże, że przyzywanie duchów na rozdrożu ma o wiele więcej wspólnego ze starożytnym kultem Hekate niż z Dziesięcioma Sefirotami. Kiedy rytuały w siedemnastowiecznych grimuarach mają ten sam zarys, co rytuały w papirusach z drugiego wieku, z wyjątkiem wzrostu użycia hebrajskich imion boskich, główne linie ciągłości w tradycji powinny być widoczne. Można też z łatwością wyciągnąć lekcję z tego, z jaką łatwością magia rytualna integruje się z afrykańskim pogaństwem w Nowym Świecie – i odwrotnie.
W młodości, którą pamiętam na tyle żywo, aby mieć wystarczającą pewność, że to się rzeczywiście wydarzyło, przypuszczałem, że starożytni magowie mieli lepsze pojęcie o tym, co robili, niż my. Chociaż zacząłem doceniać wiele korzyści płynących ze współczesnej nauki i mam pewne pojęcie o ograniczeniach starożytnych wierzeń, to przypuszczenie i jego konsekwencje okazały się przydatne w mojej karierze maga. Dążyłem całym sercem do starożytnej techniki, bez domagania się nowoczesnych wyjaśnień przed jej wypróbowaniem i dobrze mi to służyło. Będąc sam dość stary, starałem się tutaj dzielić owocami mojej pracy z młodszym pokoleniem, w nadziei, że oni również oddzadzą się całym sercem starożytnym technikom. Jeśli zachęciłem młodszych czarodziejów do zapoznania się z greckimi magicznymi papirusami, porównywania duchów grimuarów z bogami voodoo i zasadzenia ogrodu ziołowego, to moje wysiłki nie poszły na marne.