Temat magicznej gnozy jest wałkowany w naszym środowisku tak często, że nie zdziwiłbym się, gdyby części czytelnikom nie chciało się nawet otworzyć tego wpisu. Odnoszę wrażenie, że w całym okultystycznym światku zarówno polskim, jak i zachodnim doszło do wyraźnego podziału na zwolenników i przeciwników osobistej gnozy. Wygląda to trochę, jakby społeczność podzieliła się na dwa obozy. Jedni uważają, że wartość osobistej gnozy jest priorytetowa, druga strona zaś odrzuca ją na poczet bardziej sprawdzonych źródeł wiedzy. Ja sam należałem do tego drugiego obozu. Co się zmieniło? Pozwólcie, że opowiem…

Dotarło do mnie, że po prostu do naszego UPG powinniśmy podchodzić w nieco inny sposób. Przez wiele lat doświadczałem różnych mistycznych stanów oraz doznań i dość często poddawałem je w wątpliwość – część z nich okazywała się prawdziwa, część nie. Jakkolwiek sens niezweryfikowanej gnozy polega na tym, że w sytuacji jej doświadczania nie jesteśmy w stanie dokonać weryfikacji. Możemy więc albo w nią uwierzyć, albo z miejsca skrytykować. O wiele łatwiej jest nam wierzyć w naszą gnozę, a odrzucać doświadczenia innych. Jednak rzeczywistość, jaką doświadczamy, sama w sobie jest zależna od percepcji. Nie chcę tutaj pisać o bzdurach typu szklanka w połowie pełna. Raczej mam na myśli całą perspektywę, w jakiej widzimy świat. Każda interakcja międzyludzka idealnie pokazuje różnice doświadczania. Sami pomyślcie, ilekroć zdarzyło się, że mieliście wrażenie, że ktoś jest na Was zły, a okazywało się, że wcale nie jest? Zastanówcie się jak pamiętacie wydarzenia z porannego spotkania w pracy, czy inni współpracownicy pamiętają je tak samo? Czy skupiali się na tych samych elementach, czy doświadczali tych samych emocji? Może ktoś rzucił komentarz, który wywołał w Was złość? Czy wywołał ją w innych? A jednocześnie… czy to doświadczenie nie było najprawdziwszym, dokładnie takim samym, jak każde inne, którego doświadczacie?

Myślę, że w tym właśnie leży sedno. Zbyt skupiliśmy się na determinowaniu, czy doświadczenie magiczne jest prawdziwe, czy może nam się wydaje, a za mało na fakcie jego wystąpienia. Czy doświadczenia Johna Dee i Kelleya nie były pierwotnie UPG, które z czasem stało się całym magicznym systemem? Czy doświadczenia mistyczne Crowleya nie były UPG? Czy też doświadczenia Cochrane’a, a także innych czarowników daleko, daleko przed nim, nie były pierwotnie zwykłym UPG? Dlaczego większą wartość ma mieć relacja z wymienianymi w księgach duchami, niż ze spotkanym w lesie duchem-gnomem? Tylko dlatego, że o tym pierwszym wiemy więcej dzięki spisanemu przez kogoś wcześniej UPG? Jak na mój gust, brzmi to niedorzecznie.

Czy w związku z tym przeszedłem do obozu „UPG ponad wszystko”? Nie do końca, myślę, że powinniśmy utworzyć nowy obóz, który mówi „Doświadczaj w pełni. Analizuj post factum.” To oczywiste, że dowolne przyzwolenie na akceptację każdego doświadczenia osobistej gnozy i traktowania go jako „obiektywnej prawdy” tworzyłoby masę bałaganu i niebagatelną ilość szaleńców dostających w swoje ręce wpływy, których mieć nie powinni. Kilka dni temu napisała do mnie jedna czytelniczka, pytając: „Co jeśli odkryjesz, że jesteś dzieckiem Archanioła Michała?” Dla mnie, z mojej perspektywy to przekonanie kompletnie od czapy. Abstrahując już od teologicznych dyskursów, dlaczego coś takiego nie może mieć miejsca, przeszedłem do prostego stwierdzenia, że to raczej niemożliwe i lepiej, by rozważyła krytycznie inne opcje. Czytelniczce moja odpowiedź oczywiście się nie spodobała. Nie szkodzi. Przynajmniej sprowokowała mnie do napisania tego tekstu.

Wydaje się jednak rozsądnym uważać, że bezkrytyczne akceptowanie swojego UPG – niezależnie, czy jest prawdziwe, czy nie – może prowadzić do dość dużych nadużyć. Zarówno dotyczy to nadużyć w środowisku magicznym pomiędzy praktykami, jak i typowo duchowych zagrożeń. Byłem świadkiem sytuacji, w której duchy manipulowały praktykującymi w celu osiągnięcia korzyści dla siebie, wmawiając im różne rzeczy. Dlatego jeśli jesteście ludźmi, którzy pragną bogactwa i nagle pojawia się duch, który obiecuje Wam bogactwo, to podejdźcie do tego z przymrużonymi oczami. To samo dotyczy każdej innej dziedziny.

Myśląc o tym wszystkim, co w kwestii UPG widziałem dotychczas w środowisku – i sobie samym oczywiście, uważam, że w trakcie trwania jakiegokolwiek magicznego doświadczenia, powinniśmy się w nim w pełni zanurzyć i traktować je jak obiektywną prawdę. Później zaś, gdy duchy odejdą, gdy stany mistyczne nas opuszczą, a energia opadnie – należy spisać doświadczenie i krytycznie się mu przyjrzeć. Pomocnym do tego będzie wcześniej już tutaj publikowana Checklista UPG.

Ja sam w powyższej checkliście przykładam dużą wagę do ostatnich pytań dotyczących tego, czy dane doświadczenie karmi moje ego – czy dzięki temu, co słyszę od duchów, czuję się potężniejszy, ważniejszy? Czy duchy starają się mianować mnie kapłanem, mistrzem sztuk magicznych, arcy magiem, czy dzieckiem Diabła/Jezusa/Ganeszy, czy Archanioła Michała? Jeśli nawet posiadam takie doświadczenia, to również tylko je notuję w swoim dzienniku i staram się z całych sił nie przykładać do nich wagi. Tytuły i urzędy to rzeczy za bardzo przemawiające do naszej, chytrej, ludzkiej natury, warto od nich stronić. Takie doświadczenia zapisujemy i jeśli nie niosą za sobą praktycznej wiedzy, zwyczajnie olewamy dla własnego dobra. Jeśli mają okazać się prawdziwe i faktycznie jesteśmy naznaczonymi kapłanami jakiegoś boga, demona czy innego ducha, to w końcu ponownie wypłynie to w doświadczeniach i będzie wypływało coraz częściej. Pamiętajmy, że Crowley, nim obwieścił się prorokiem nowego eonu, również schował Liber AL vel Legis na długie lata do szuflady.

Głowa, Serce, Ręka – czyli krótkie podsumowanie.

Wiele interakcji społecznych można postrzegać za pomocą trzech elementów: Głowy, Serca i Ręki. Już tłumaczę. Głowa zadaje pytania na temat tego, jak rzeczy są skonstruowane, jak działają, jakie istnieją między nimi zależności. To sytuacja, w której w relacji chcesz znać fakty dotyczące wydarzeń, jakie miały miejsce. Serce zaś, to skupienie się na perspektywie danej osoby, na tym, co czuła, myślała, jak odebrała wydarzenie i jakie wywarło na nią wpływ. Ręka zaś to najprościej użyteczność całego wydarzenia. Jeśli spróbujemy odnieść, to do magii, możemy założyć, że Głowa odpowiada za wszelkie mapy kosmologiczne, opisy tego, jak wyglądają hierarchie duchów, światów, planów astralnych, opisy panteonów i współzależności między Bogami. Serce mówi o znaczeniu rytuałów, tradycji, wpływów jednych duchów na inne. Zaś Ręka, znów – o użyteczności i praktycznym zastosowaniu.

Uważam, że w przypadku UPG powinniśmy niemal kompletnie darować sobie przywiązywanie wagi do Głowy i Serca, a skupić się głównie na Ręce. Zapisujmy, ale nie polegajmy na hierarchiach i zależnościach podawanych przez duchy same w sobie – w końcu mogą kłamać, nie dowiemy się dopóki nie przywołamy kolejnych duchów, a i te mogą kłamać. Tworzenie samodzielnej mapy hierarchii to zadanie niemal niemożliwe. Ale istnieją takie mapy, nie są doskonałe ani dokładne, ale istnieją i na pewno były oparte na UPG, jeśli więc nasze doświadczenie magiczne płynące z gnozy zaprzecza im, okej, super, zapiszmy to i nie przywiązujmy do tego wagi. Jeśli potwierdza te mapy, super, zapiszmy to i również nie przywiązujmy wagi. Od naszych doświadczeń oczekujmy tego, co możemy wykorzystać praktycznie.

Z własnego doświadczenia wiem, że najlepsza gnoza to taka, która dostarcza nam lekcji magii – czy będzie to dostęp do wiedzy o rytuale, do przepisu na magiczny proszek, czy do instrukcji lepszego wykonania jakiegoś narzędzia. Taka gnoza daje nam użyteczne informacje, które możemy zastosować i co najważniejsze sprawdzić – a więc i zweryfikować. I tylko do takiej gnozy powinniśmy przykładać większe znaczenie. UPG, które produkuje elementy pasujące do Głowy lub Serca jest kompletnie nieweryfikowalne, ponieważ mapa jest tylko mapą, a słowa ducha zostają tylko słowami. Dlatego należy je olać – a tym bardziej, jeśli jest to coś, co chcemy usłyszeć lub co wzmaga nasze ego.

Ostatecznie najlepszym rozwiązaniem jak zawsze będzie skupienie się na własnym treningu, na opanowywaniu Woli i swojego umysłu, swoich żądz. Wiele trzeba powiedzieć i przypomnieć o moralności magicznej i sztywnym kręgosłupie magicznym, ale to temat na zupełnie inny felieton…