Frater Rasphul

Jedną z moich najmniej ulubionych czynności jest pisanie tego typu wprowadzeń – tworzenie kolejnych okładek, tytułów i etykietek wokół własnej osoby. Sprawiedliwie jest jednak potencjalnemu czytelnikowi oznajmić, z kim ma do czynienia i czego może się spodziewać – choć o tym, w ostatecznym rozrachunku zadecyduje on sam. Chciałoby się napisać jak najprościej: człowiek, mag, pisarz. Ale pewnie i to nie oddawałoby w pełni prawdy. W końcu widzę w sobie, jak w każdej innej osobie, coś więcej niż człowieka. Nie jestem też klasycznym magiem dawnych misteriów, ani też do końca tradycyjnym czarownikiem – podążam swoją własną ścieżką utartą latami eksperymentów i pracy nad sobą. No i do pisarza również mi daleko… ten punkt, byłby zapewne totalnym przekłamaniem – o wiele bliżej mi do blogera czy casualowego journalisty.  Nie mniej na pewno chciałbym kiedyś napisać i wydać książkę i móc mówić o sobie “pisarz”. Całe szczęście mam dopiero 30 lat i jeszcze sporo czasu przede mną – może z pomocą duchów i bogów uda się to osiągnąć.

Jestem za to całkiem niezły w byciu człowiekiem – to całkiem ciekawa rola, w której świetnie się odnajduję. Ze wszelkimi przywarami, klątwami charakteru i błogosławieństwami samoświadomości jakie za tym się kryją powoli odkrywam w sobie człowieka jakim warto być – a przynajmniej, jak wierzę, jakim chcę być. Lecz droga jest wyboista! Jako człowiek lubuję się w spokojnej, poruszającej nutę emocji muzyce, dobrym kinie akcji, książkach fantastycznych, grach cRPG i dobrej, ale nieprzesadnie wykwintnej whisky. Fan Kaczmarskiego, uniwersum Marvela i wszelkiej literatury osadzonej w świecie Forgotten Realms (ale nie tylko!).

Sprawa zdecydowanie się komplikuje przy próbie zaszufladkowania mojej własnej magicznej ścieżki i praktyki. Nie zrozumcie mnie źle – przecież wszyscy kochamy szufladki i sam poddawałem się wielokrotnie i poddaję czasem nadal nawykowi przypisywania sobie “ścieżki” czy “specjalizacji” – to często ułatwia rozmowy z ludźmi. Ale zupełnie nie oddaje rzeczywistości. Podążam ścieżką Rasphula. Możemy prześmiewczo nazwać to rasphulizmem. Magiczną wiedzę zaczął przekazywać mi mój wuj, gdy miałem kilka lat (9? 10?). Był to w większości mix mesmeryzmu, Bławackiej i wszystkiego, co było popularne w okultystycznym świecie, a do czego mój wuj samemu miał dostęp.

Jak sobie możecie wyobrazić w głowie dziesięciolatka myśl o funkcjonującej w świecie mocy magicznej podsuwała dosyć zabawne (z perspektywy lat) wnioski i wyobrażenia. Z pewnością najważniejszym czynnikiem rozwojowym w takim wieku była moja religijność, ufność i wiara – coś czego nie polecam czytelnikowi, jeśli ma do czynienia z “nauczycielem” w Internecie. Wszak mój wuj był żywy i obecny w moim rozwoju, później zaś to ja dostałem w swoje łapki Internet i znalazłem alternatywy dla wpojonych przez wuja magicznych praktyk – Golden Dawn, Aleistera Crowleya, Hermetyzm Bardonowski oraz wszelki ekscytujący Dark Fluff. W 2006 roku założyłem pierwszy raz konto na pewnym forum poświęconym magii – i tak zaczęła się moja przygoda w okultnecie. Długa droga od dzieciaka z bogatymi wyobrażeniami o tym jak cudownie będzie być Adeptem Magii i nekromantą do mnie: pozbawionego złudzeń (tia, jasne!) nekromanty i czarownika.

Z wiekiem i doświadczeniem przyszła świadomość, że nekromancja to jednak nie jest ten dark fluff, którym się człowiek jarał za szczeniaka, a cała magia ma mniej wspólnego z ciskaniem kulami ognia, a o wiele więcej z ciężką pracą, dyscypliną i zniewalaniem samego siebie w celu uszlachetnienia swojej istoty… No cóż, zanim się zorientowałem, było już za późno i magia na zawsze stała się moją kochanką.

Moja obecna ścieżka oscyluje wokół nekromancji, tradycyjnego czarostwa i elementów hermetyzmu oraz kabały i tego też możecie spodziewać się na stronie Magistis.com, będącej kontynuacją bloga Aetherius, którego prowadziłem przez czternaście lat od 2009 roku… (R.I.P. Aetherius).